Popisowe sześć minut Wisanu, niefortunna bramka samobójcza do szatni, rzut karny, chaotyczna druga połowa i pogoń przeciwników za odrobieniem strat aż wreszcie trafienie niezawodnego Marcina Serafina rozstrzygające losy rywalizacji – taki niecodzienny przebieg miało spotkanie rozegrane w sobotnie popołudnie w Wielowsi, które podopieczni Janusza Hynowskiego wygrywają 4:2.
Szczerze mówiąc, początkowe pół godziny nie zwiastowało tak emocjonującego spotkania. Obie drużyny w tym okresie nie miały za wiele do zaoferowania w ofensywie. Jedynie warto przytoczyć sytuację OKS-u z 10 minuty. Tomasz Kryszpin dobrze wówczas skrócił kąt i swoją interwencją powstrzymał wbiegającego między naszych defensorów zawodnika gospodarzy. A poza tym, parę zablokowanych strzałów, zupełnie niegroźnych prób z dystansu czy dośrodkowań ze stałych fragmentów, z których nie było żadnego pożytku. Do czasu. To były zabójcze minuty Wisanu, który w sześć minut wypunktował błędy rywala i wykorzystał do bólu nadarzające się sytuacje. Wszystko, co dobre dla naszego zespołu zaczęło się w 36 minucie. Centrę z rzutu rożnego Wiktora Nowaka udanie głową z bliskiej odległości zamknął Kamil Kędziora. Następnie w 40 minucie na listę strzelców po raz trzeci w sezonie wpisał się Arkadiusz Nowak. Nasz zawodnik po kotłowaninie w polu karnym dopadł do bezpańskiej piłki i mocnym, soczystym kopnięciem w boczną siatkę wyprowadził ekipę ze Skopania na dwubramkowe prowadzenie. Ale to nie był jeszcze koniec. W 42 minucie mamy bowiem kolejne trafienie dla Wisanu, którego autorem okazał się Kacper Lis. W tym przypadku dużą rolę odegrał Marcin Serafin, który po przedostaniu się w szesnastkę wystawił futbolówkę jak na tacy naszemu napastnikowi, a ten nie omieszkał tego zmarnować. Absolutnie takiego rozwoju wydarzeń się nie spodziewaliśmy. Wydawało się, że może być po meczu. Jednak piłkarze Wisanu sami zadbali o emocje w drugiej połowie. Wszystko za sprawą samobójczego gola Bartłomieja Furdyny z 44 minuty, którego przyczyn należy szukać w braku komunikacji z bramkarzem.
Przypadkowa bramka podziała po zmianie stron na przeciwników bardzo mobilizująco, którzy wstawili się na drugą odsłonę z dobrym nastawieniem. Już w 46 minucie po centrze z rzutu wolnego naszą drużynę uratowała poprzeczka. Szczęście ekipie Wisanu sprzyjało także w 56 minucie, gdy po dośrodkowaniu z prawego sektora boiska tuż obok słupka uderzał nogą z powietrza zawodnik OKS-u. Można powiedzieć, że podopieczni Janusza Hynowskiego zostali w szatni. Dużo nerwowości, dużo chaosu, brak zorganizowania z przodu. Ta pasywność odbiła się czkawką w 68 minucie. Niepotrzebny faul w polu karnym Bartłomieja Furdyny, gdyż rywal był odwrócony twarzą w kierunku linii autowej i skutecznie wyegzekwowana jedenastka przez Karola Brożynę spowodowała, że naprawdę zrobiło się gorąco. Jednak po tych wydarzeniach piłkarze ze Skopania się ogarnęli. Owszem, OKS Wielowieś w dalszym ciągu, co oczywiste, napierał, ale nie mówimy o ostrzeliwaniu bramki strzeżonej przez Tomasza Kryszpina. Dużo szumu, mnóstwo dośrodkowań, ale mało konkretów. Defensywa Wisanu już błędów nie popełniła - wszystkie zagrania przeciwników były neutralizowane, wybijane, blokowane. A tak naprawdę to zespół ze Skopania stworzył sobie nawet klarowniejszą sytuację. W 83 minucie Kamil Kędziora ponownie główkował po wrzutce z rzutu rożnego, ale tym razem świetną obroną popisał się bramkarz OKS-u. Aż wreszcie w 88 minucie pojawia się on, ulubieniec skopańskich trybun - Marcin Serafin. Nasz pomocnik wyłuskał futbolówkę, ruszył samotnie przez pół boiska i w sytuacji sam na sam, z olimpijskim spokojem, bardzo precyzyjnie choć trochę nieczysto umieścił piłkę w siatce. To było trafienie pieczętujące zwycięstwo Wisanu 4:2.
Mam spory problem z oceną tego pojedynku. Z jednej strony, właśnie na tak emocjonujące widowiska liczą kibice, ale zdaję sobie także sprawę, że z trenerskiego punktu widzenia sobotnia potyczka dostarczyła sporego materiału do analizy. Spotkanie powiedzmy sobie również przedziwne. Bronimy dobrze, gdyż rywale oddają zaledwie osiem uderzeń na bramkę Tomasza Kryszpina, ale za to w bezsensowny sposób robimy sobie krzywdę i rzucamy koło ratunkowe. To bowiem nie OKS Wielowieś strzelał gole, a my sami. W ofensywie zaś drużyna Wisanu stwarza pięć dogodnych szans i wykorzystuje aż cztery z nich, co po raz ostatni przydarzyło się w meczu wyjazdowym w czerwcu 2018 roku, w rewanżowym starciu z Górnovią Górno (1:5). Bądź co bądź, niebiesko – biało – zieloni potwierdzili tym meczem, że mimo dużych strat punktowych należą do ligowej czołówki, a pokonanie OKS-u Wielowieś na ich terenie to naprawdę duża sprawa. Brawo Wisan!
Następna seria gier zostanie rozegrana już jutro tj. 3 maja. Będzie to zaległa 20. kolejka, podczas której Wisan Skopanie pauzuje.
OKS Wielowieś - WISAN Skopanie 2:4 (1:3)
0:1 36' Kamil Kędziora (asysta Wiktor Nowak)
0:2 40' Arkadiusz Nowak
0:3 42' Kacper Lis (asysta Marcin Serafin)
1:3 44' Bartłomiej Furdyna
2:3 68' Karol Brożyna
2:4 88' Marcin Serafin
WISAN: Tomasz Kryszpin - Mikołaj Leśniak (81' Mateusz Jarosz), Kamil Kędziora , Bartłomiej Furdyna , Łukasz Trzeciak (90' Mirosław Dryka) - Dawid Kubisztal (56' Dawid Jarosz), Marcin Hynowski, Marcin Serafin , Wiktor Nowak (90' Dawid Zgórski), Arkadiusz Nowak (76' Dominik Furdyna) - Kacper Lis (71' Krzysztof Kubiak)
Sędziował: Igor Samołyk (Gorzyce)
OKS Wielowieś | Statystyki meczowe | WISAN Skopanie |
---|---|---|
8 | strzały | 10 |
2 | strzały celne | 7 |
4 | spalone | 0 |
12 | rzuty rożne | 7 |